Napiszmy coś razem ;)

ale zwierzak sprzedawał tylko popcorn . Sawyer wykorzystał moment konsternacji i rzucił się na jacka.................................

-Powiem to wreszcie! Kocham Cię!

<Fuuj jak mogliscie xD >
Jack nie wiedział co powiedzie nagle ...
-Ja Ciebie tez!

zaczeli się namiętnie całować i nagle z chatki wyszedł Benio który nie wiedział co ma zrobić Podszedł do Sawyera I uderzył go w policzek
Ty gnido ty -rzekł do niego - myślałem że będziemy dobrą pary a ty ,mnie tu z jakimś patałachem zdradzasz i to przed moim domem
Jack się trochę speszył ............

Ale po chwili odzyskał pewność.
- To ty zabieraj od niego swoje łapska i nie gap się tak, bo ci te wyłupiaste ślepia wydłubie, a możesz mi wierzyć, że mam odpowiednie narzędzia!
Benio uciekł.
- Mój ty bohaterze...

(masz coś do shlashu Sawyer? Razz

Nie mów, że będziesz miał koszmary Razz

)

sawyer znów się rzucił na JAcka i zaczeli się kochać

CO? zrobliscie gejów....a co z Kate? Tylko mi nie mowcie ze ona i...Claire...a co z Charlim??

(Mona, to że jedna para jest homoseksualna nie znaczy, że cały świat taki jest. Poza tym... czy wszyscy podchodzicie do slasha z krzyżykiem? No hey, to też może być miłość.)

(Oszczędzę wam rozwinięciua sceny Razz

)

Tego ranka Jack obudził się szczęśliwy jak nigdy, ale też strapiony.
Rozmyślał nad tym co się stało i co stanie się teraz.. potem...

benio wyszedł z domku był cały we krwii ponieważ sawyer go smasakrował

Stwierdził, że jest taki szpetny, że nie ma po co żyć i się utopił w wannie z piernika.
A Sawyer i Jack żyli długo i szczęśliwie, aż do ślubu.

KONIEC

Teraz coś new Razz

pewnego razu kot filemon yyyyyyyyyy :/ albo nie pewnego razu Jack spostrzegł że nie ma szans u kate więc spróbował u Sun a Jin bardzo się rozzłościł
-<nie mam japońskich znaków> :d- Powiedział

-Ja Ciebie też kumusunkwu!-odrzekł Jack i nagle dodał-To ze mną Sun jest w ciąży!
<jak mogłaś Lisa zakończyć tą piękną opowieść, chlip>

Jin odparł po polsku <o dziwo>
Ty nędzny robaku jak mogłes i rzucił sie na Jacka
Nagle z zza krzaka wyleciał Vincent i zaszczekał
-hauhauhauhau- co w wolnym tłumaczeniu znaczyło lejcie sie lejcie to ja jestem ojcem dziecka SUN

Obaj przyłączyli psa do bójki.
Wtedy przyszła Sun.
- Wiecie... muszę wam coś powiedzieć... - zaczęła.
- Zaczynaj - powiedział Vincent, na co wszystkich zamurowało.
- No więc tak. Jack... Nie zaszłam z tobą w ciążę kiedy pobierałeś mi krew.
- Hahaha - zaśmiali się pozostali, a Jack odszedł zarumieniony.
- Vinci... - spojrzała pieszczotliwie na psa. - Ja ci TYLKO rzucałam tą kość. Zawsze mówiłał Waltowi, żeby nie dawał ci polskiej wódki zamiast wody...
- Jin skarbie... - ciągnęła czym prędzej widząc jego dumną minę. - Pamiętasz ten dym, który wleciał wtedy do naszego namiotu? Jak byłam sama też wleciał... - zachichotała z rozmarzeniem. Jest taki cuuuudowny. Dba o mnie. Nie łazi pluskać się z rybami czy tkać sieci. Nie wyzywa na mnie i nie przeszkadza mu, że mówię po angielsku, a w nocy...
- Dosyć!